AfryKamera. Jak polski festiwal zmienia to, co wiemy o kinie afrykańskim
Przez 20 lat AfryKamera pokazuje filmy, których nie zobaczysz nigdzie indziej. Festiwal staje się narzędziem zmiany narracji o całym kontynencie. Kolejna edycja AfryKamery odbędzie się 21-26 listopada.
Kiedy w 2006 roku Przemysław Stępień i Fundacja FilmGramm uruchomili pierwszy przegląd filmów afrykańskich w Polsce, niewielu wierzyło, że projekt przetrwa dłużej niż kilka edycji. Dziś AfryKamera to największy festiwal kina afrykańskiego w Europie Środkowo-Wschodniej, który przez 20 lat zaprezentował 750 filmów, zorganizował ponad 1762 seanse w 134 polskich miastach i przyciągnął ponad 80 000 widzów.
Liczby, jakkolwiek imponujące, nie oddają sedna. AfryKamera działa tam, gdzie brakuje dostępu do historii opowiadanych z perspektywy 54 krajów, 3000 grup etnicznych i tysiąca języków. To festiwal, który nie tylko pokazuje filmy – on przebudowuje wyobrażenie o tym, czym jest Afryka.
Drugie Nollywood i niewidzialne kino
Gdy mówimy o największych przemysłach filmowych na świecie, myślimy o Hollywood. Czasem o Bollywood. Rzadko kto wspomina, że Nollywood – nigeryjska fabryka snów – produkuje rocznie około 2500 filmów, dwa razy więcej niż Stany Zjednoczone. W 2024 roku po raz pierwszy w historii Nollywood przegonał Hollywood na nigeryjskim box office, zdobywając ponad 50% udziału w rynku. Film „Everybody Loves Jenifa” zarobił 1,6 miliarda naira, stając się najbardziej dochodową produkcją w historii Zachodniej Afryki.
To już w pełni profesjonalne kino, które trafia na Cannes, Berlinale, Sundance i Toronto. Reżyserzy tacy jak nigeryjczyk C.J. Obasi czy zambijka Rungano Nyoni zdobywają nagrody na najbardziej prestiżowych festiwalach świata.
Tylko że w Polsce – i w większości Europy Środkowo-Wschodniej – tego kina po prostu nie ma. Nie trafia do kin komercyjnych, nie pojawia się na platformach streamingowych w takiej skali, by można było mówić o dostępie. AfryKamera wypełnia tę lukę, przynosząc do Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Łodzi i innych miast produkcje, które inaczej pozostałyby niewidoczne.
Model, który działa poza centrum wydarzeń
AfryKamera od początku stawiała na coś, co większość dużych festiwali traktuje jako dodatek: dostępność. Festiwal nie kończy się po sześciu dniach w Warszawie. Po stołecznej edycji filmy ruszają w tournée po Polsce, docierając do dziewięciu regionów. Równolegle część programu trafia online na platformę Mojeekino.pl, dając dostęp tym, którzy nie mogą przyjechać.
To strategia demokratyzacji dostępu do kultury filmowej – model, który zakłada, że wartościowe kino nie powinno być przywilejem mieszkańców największych miast. W praktyce oznacza to, że mieszkaniec Szczecina, Rzeszowa czy Konina może zobaczyć te same produkcje, które miesiąc wcześniej zdobywały nagrody w Cannes.
Festiwale niszowe – a AfryKamera pod względem tematyki nią jest – często borykają się z problemem utrzymania ciągłości. AfryKamera przetrwała 20 lat dzięki wsparciu publicznemu (Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Polski Instytut Sztuki Filmowej, Filmoteka Narodowa, Urząd m.st. Warszawy), ale także dzięki konsekwencji w budowaniu społeczności. Eventy towarzyszące – spotkania z twórcami, panele dyskusyjne, warsztaty, imprezy muzyczne – sprawiają, że festiwal to nie tylko bierna konsumpcja, ale aktywne uczestnictwo w dialogu międzykulturowym.
Kino, które zmienia narrację o Afryce
Festiwale filmowe pełnią w ekosystemie kulturalnym rolę, której nie da się zastąpić dystrybucją komercyjną. Badania Narodowego Centrum Kultury pokazują, że polskie festiwale są składową tworzenia wizerunku miast i regionów, wpływają na społeczność lokalną, przekształcają przestrzeń publiczną i rozbudowują ofertę kulturalną tam, gdzie jest ona ograniczona.
AfryKamera robi coś więcej: zmienia sposób, w jaki myślimy o całym kontynencie. Przez dekady dominującą narracją o Afryce w mediach były historie o wojnach, epidemiach i ubóstwie. Kino afrykańskie – zwłaszcza to powstałe po latach 60. XX wieku, w okresie dekolonizacji – opowiada inne historie. O tożsamości, rodzinie, pasji, buncie, miłości, ambicji. O tym, co łączy ludzi niezależnie od szerokości geograficznej.
Oglądając film nigeryjski, kenijski czy senegalski, zyskuje się kontekst, który później ma znaczenie w rozmowach biznesowych, negocjacjach, projektach rozwojowych. Uczymy się nie traktować „Afryki” jako jednorodnego bytu, tylko jako mozaikę kultur. Festiwal buduje mosty, których brakuje w oficjalnej edukacji i mediach głównego nurtu. Robi to konsekwentnie, rok po roku, tworząc przestrzeń, w której spotkanie z „innym” jest naturalną częścią życia kulturalnego.
Przyszłość Afryki, która się już dzieje w kulturze
Rynek rozrywki w Afryce rośnie szybciej niż w Europie. Według raportu PwC branża entertainment & media w Nigerii rośnie w tempie 8,6% rocznie – szybciej niż w RPA czy Kenii. Streamingowe platformy takie jak Netflix i Amazon Prime inwestują w afrykańskie produkcje, widząc potencjał zarówno lokalnego, jak i globalnego rynku.
Kino afrykańskie przestaje być „niszą”. Staje się częścią globalnej popkultury. A AfryKamera – festiwal, który zaczął działać, gdy nikt nie wierzył, że to ma sens – przez 20 lat budował fundament pod to, co dzieje się teraz. Pokazywał, że jest publiczność. Że jest zainteresowanie. Że warto inwestować w dystrybucję, tłumaczenia, dostępność.
Dla kogoś, kto obserwuje trendy w kulturze i biznesie, AfryKamera to case study tego, jak nisza staje się głównym nurtem. Jak konsekwencja i cierpliwość prowadzą do zmiany, której efektów nie widać od razu, ale która – patrząc z perspektywy dwóch dekad – okazuje się nieodwracalna.
Czasami to, co wydaje się marginesem, buduje most do tego, co dopiero nadchodzi.


