Kazachstan to państwo pełne kontrastów – nowoczesne miasta wyrastające pośrodku bezkresnych stepów, dynamicznie rozwijająca się gospodarka i głęboko zakorzeniona tradycja.
Jednak pod tą nowoczesną fasadą skrywa się historia, którą wielu woli przemilczeć. To historia cierpienia, deportacji i systematycznej eksterminacji całych narodów w czasach sowieckich. Joanna Czeczott w swojej najnowszej książce „Cisza nad stepem. Kazachstan i pamięć o Rosji” (premiera 26 marca) stawia pytania, które dla wielu Kazachów pozostają niewygodne: jak pamiętać przeszłość, która była tak okrutna, że łatwiej o niej zapomnieć?
Kazachstan jako sowiecka kolonia
W XIX wieku Kazachstan pobiła Rosja i od tego momentu stał się jej peryferyjną kolonią. Rosjanie bezlitośnie eksploatowali bogactwa naturalne regionu, nie zważając na los lokalnej ludności. Jednak prawdziwy dramat Kazachstanu rozpoczął się w XX wieku, kiedy kraj został przekształcony w gigantyczny obóz pracy. Aleksandr Sołżenicyn nazwał go „KaZEKstanem” – miejscem, gdzie „zekami” (więźniami) byli zarówno wrogowie polityczni, jak i zwykli obywatele złapani w tryby sowieckiej machiny represji.
Do kazachskich łagrów trafiali Polacy, Niemcy, Koreańczycy, Łotysze, Estończycy, Litwini, Turcy meschetyńscy, Kurdowie, Ormianie, Czeczeni, Karaczajowie i Ingusze. Byli nie tylko ofiarami, ale i uczestnikami obozowych powstań, próbując wyrwać się z sowieckiego piekła. W wielu przypadkach skazani na śmierć w nieludzkich warunkach, umierali z głodu, chorób i przemocy. Ci, którzy przeżyli, nie zawsze znaleźli drogę powrotną do ojczyzny – wielu z nich osiedliło się w Kazachstanie na stałe.
Pamięć, która uwiera
Dziś Kazachstan to suwerenne państwo, jednak jego stosunek do przeszłości jest pełen sprzeczności. Temat łagrów jest poruszany niechętnie, a jeżeli już się o nich mówi, to często w kontekście zasług naukowców i specjalistów, którzy zostali zesłani na step i przyczynili się do rozwoju regionu. Cierpienie, głód i przemoc, których doświadczali więźniowie, często pozostają w cieniu tej narracji.
Dlaczego tak się dzieje? Czy to strach przed Rosją, która nadal ma ogromne wpływy w regionie? Czy może Kazachowie sami nie chcą rozdrapywać ran, które jeszcze się nie zagoiły? W społeczeństwie, w którym obok potomków zesłańców mieszkają wnuki strażników łagrów, rozmowa o przeszłości nie jest łatwa. To skomplikowany układ pamięci, w którym historia i polityka splatają się w nierozerwalny węzeł.
Kazachstan – kraj wielokulturowy, kraj podzielony
Kazachstan to państwo o niezwykle bogatej mozaice etnicznej, która powstała w wyniku przymusowych przesiedleń i deportacji. Obok siebie żyją tu ludzie o różnych korzeniach, a ich historie są splecione z tragicznymi wydarzeniami XX wieku. Jak zatem wygląda życie w społeczeństwie, które w dużej mierze zostało stworzone przez sowiecki aparat represji?
Joanna Czeczott nie szuka łatwych odpowiedzi. W swojej książce podróżuje po Kazachstanie, odwiedza miejsca, gdzie niegdyś znajdowały się łagry, i rozmawia z ludźmi, którzy niosą w sobie pamięć tamtych czasów. Zagląda do archiwów, bada ślady, które pozostawił sowiecki terror, i próbuje zrozumieć, co dzieje się w sercach i umysłach Kazachów, dla których przeszłość jest jednocześnie bliska i niewygodna.
Cisza, którą trzeba przerwać
„Cisza nad stepem” to nie tylko książka o Kazachstanie – to opowieść o tym, jak ludzkość radzi sobie z traumą, jak układa się z pamięcią i jak często woli milczeć, zamiast stawić jej czoła. Rosja nigdy w pełni nie rozliczyła się z przeszłością ZSRR, a jej imperialne ambicje wciąż są widoczne w polityce wobec dawnych republik. Kazachstan, choć niezależny, nadal żyje w cieniu tego, co było.
Joanna Czeczott, z reporterską dociekliwością i wrażliwością na ludzkie losy, oddaje głos tym, którzy przez dekady byli skazani na milczenie. Pokazuje, że historia nie znika, nawet jeśli próbujemy ją wyprzeć. Przeszłość żyje w opowieściach, w przestrzeni, w ludzkich spojrzeniach – i wciąż czeka, by ją opowiedzieć.