Polska się grzeje. Susze, powodzie, upały – to nowa rzeczywistość, z którą muszą się zmierzyć nasze miasta. A jak się do niej przygotowują?
Okazuje się, że często zamiast rozwiązań, które faktycznie chronią mieszkańców, stosujemy drogą i nieskuteczną maladaptację.
Betonowe piekło
Pamiętacie te piękne, zielone place, które kiedyś zdobiły nasze miasta? Dziś często zastępują je betonowe pustkowia. To efekt modnych kiedyś rewitalizacji, które miały na celu „upiększyć” przestrzeń publiczną. A co z tego mamy? Latem miasta zamieniają się w piekarniki, a mieszkańcy cierpią z powodu upałów. I co wtedy? Zraszanie betonowych płyt wodą pitną! To jak gaszenie pożaru benzyną.
Kurtyny wodne może nie zużywają dużo wody, ale są symbolem naszego błądzenia w adaptacji do zmiany klimatu. Wycinamy drzewa, ograniczamy tereny zielone i tworzymy sztuczne powierzchnie szybko nagrzewające się (beton czy asfalt), a w zamian stawiamy kurtyny wodne, które mają nas schłodzić w upalne dni. Wielofunkcyjne rozwiązania natury – drzewa – zastępujemy jednofunkcyjną technologią, która zużywa zasoby w tym cenną wodę podziemną – bo to ona siecią wodociągową zasila kurtyny wodne – mówi Sebastian Szklarek, hydrolog, autor bloga Świat Wody.
Wały i betonowe koryta
Kolejny przykład maladaptacji to budowa wałów przeciwpowodziowych i regulacja rzek. To daje złudne poczucie bezpieczeństwa, ale w rzeczywistości zwiększa ryzyko błyskawicznych powodzi. Natura bowiem lubi sobie pogrywać. Zamiast walczyć z nią, powinniśmy współpracować. Renaturalizacja rzek, tworzenie terenów zalewowych – to rozwiązania, które nie tylko chronią nas przed powodziami, ale też poprawiają jakość środowiska.
Bydgoszcz – miasto-gąbka
Na szczęście są też pozytywne przykłady. Bydgoszcz postawiła na rozwiązania oparte na naturze. Miasto-gąbka – to brzmi nowocześnie, prawda? A tak naprawdę to prosty pomysł: zatrzymywanie wody deszczowej w glebie, tworzenie ogrodów deszczowych. Dzięki temu miasto jest lepiej przygotowane na intensywne opady, a mieszkańcy mają więcej zieleni.
Co dalej?
Ustawa o planach adaptacyjnych to krok w dobrym kierunku. Ale samo uchwalenie przepisów nie rozwiąże problemu. Potrzebna jest zmiana myślenia, zarówno wśród polityków, jak i mieszkańców. Musimy zrozumieć, że adaptacja to nie tylko konieczność, ale też szansa na stworzenie bardziej przyjaznych i odpornych miast.